zakazane zdjęcia z facebooka
Pobieranie całego albumu, czyli jak hurtowo pobrać zdjęcia z albumu na Facebooku? To proste!Zainstaluj wtyczkę Down Album (link poniżej) i pobieraj wiele zdj
Pisaliśmy już o sprawie dotyczącej nielegalnego wykorzystania zdjęć na Instagramie. Dziś zajmiemy się Facebookiem, a sprawa jest o tyle ciekawa, że dotyczy fotografii skradzionej przez partię polityczną. Przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie toczył się interesujący proces zakończony wyrokiem wydanym 29 czerwca 2020 r.
Samo włamanie będzie przestępstwem, ale mamy tu do czynienia posługiwanie się wartością, która nie należy do nas. Jeżeli publikujemy cudze zdjęcia, które dotyczą np. wykonywania
Dlatego kulturysta ewentualne roszczenia powinien kierować do Facebooka jako podmiotu rozpowszechniającego jego zdjęcia na fanpage firmy X, który stanowi część całości portalu. Roszczenia w stosunku do Facebooka są natomiast bezpodstawne, bo rejestrując konto w portalu, kulturysta zaakceptował regulamin , a więc udzielił
Wykonaj poniższe czynności, aby usunąć zdjęcie profilowe z Facebooka: Otwórz przeglądarkę i przejdź do Facebooka stronie internetowej. Po zalogowaniu przejdź do swojego profilu. W swoim profilu wybierz „Zdjęcia”, a następnie „Albumy”. Przejdź do albumu „Zdjęcia profilowe”. Wybierz zdjęcie, które chcesz usunąć.
Jack Daniels Single Barrel Preis Deutschland. Facebook został oskarżony o dyskryminację i rasizm za usuwanie historycznych i kulturowych zdjęć z Papui-Nowej Gwinei. Zdjęcia zostały opublikowane w grupie, która dostarcza historycznych fotografii z tamtego regionu. Członkowie grupy, która liczy 55000 użytkowników, twierdzą, że Facebook usunął zdjęcia z powodu naruszenia zasad dotyczących nagości. Jednemu z administratorów grupy zakazano dalszego publikowania zdjęcia przedstawiającego grupę mężczyzn "z nagą klatką piersiową, bez zakrycia górnej części ciała". W rozmowie z The Guardian, Arthur Smedley (inny administrator grupy), opisał cenzurę i stosowanie przez Facebooka standardów społeczności jako "absurd". Facebook po raz kolejny obrywa za stosowanie podwójnych standardów. Tym razem platformę atakuje grupa publikująca historyczne zdjęcia z Papui-Nowej Gwinei. Facebook zakazuje i banuje za publikowanie historycznych i kulturowych fotografii. "Jeśli o mnie chodzi, oznaczałoby to dla nas w Australii zakaz publikowania zdjęć mężczyzn udających się na plażę latem" - powiedział Smedley. "Niektórzy użytkownicy twierdzą, że uznają te zakazy za dyskryminujące i rasistowskie, jako działania przeciw tradycyjnej działalności kulturalnej" - kontynuował Smedley. "Można było uznać to za rasistowskie, że amerykańska firma dyskryminuje tę grupę ludzi, mówiąc, że te zdjęcia są zakazane w naszej grupie. Taka postawa jest po prostu niesamowita". Peter Kranz, który pracował na Uniwersytecie Papui-Nowej Gwinei, powiedział, że został wyrzucony z platformy po opublikowaniu w grupie zdjęć z wypraw, pogrzebu i tradycyjnych ceremonii zalotów. Facebook stwierdził, że zdjęcia naruszają zasady dotyczące nagości. "Trzykrotnie blokowano mi publikowanie zdjęć, które są zgodne z prawem i pochodzą z dokumentów historycznych i znajdują się w muzeach, bibliotekach i zbiorach na całym świecie" - powiedział Kranz. "Jestem zasmucony i rozczarowany, że obserwujemy zakazywanie materiałów, które mają prawdziwe znaczenie naukowe i historyczne". "W rzeczywistości wiele materiałów można znaleźć w australijskich archiwach narodowych, w British Museum czy na Uniwersytecie Kalifornijskim. To bardzo rozczarowujące, że dokumenty należące do domeny publicznej i mające historyczną wartość są blokowane przez Facebooka z powodów, które wydają się być błahe". Kranz zastanawia się również, "Dlaczego blokują te zdjęcia, które mają dużą wartość historyczną, a jednocześnie pozwalają ludziom umieszczać trywialne rzeczy w innym miejscu?" Grupa stała się przestrzenią, w której ludzie mogą łączyć się ze swoją przeszłością i przodkami, powiedział Kranz. "To bardzo pokrzepiające, kiedy znajdę zdjęcie, które jest w żywej pamięci i ktoś powie: 'Hej, to moja prababcia, pamiętam ją, widziałem ją na wsi w latach 80-tych!'"."Czasami może to być bardzo osobiste, gdy ludzie rozpoznają swoich przodków i krewnych na zdjęciach". Standardy społeczności Facebooka są egzekwowane przez połączenie sztucznej inteligencji opartej na algorytmach, raportów od użytkowników i recenzji ich zespołów. Platforma może pozwolić na wyjątki w stosowaniu standardów, jeśli treść jest "warta opublikowania, znacząca lub ważna dla interesu publicznego". Spodobało Ci się? Podziel się ze znajomymi! Udostępnij Tweetnij Skomentuj
Uwaga! Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych Jeśli nie masz 18 lat, nie powinieneś jej oglądać Data utworzenia: 1 września 2014, 13:40. Niektórzy powinni dostać zakaz korzystania z Facebooka. Zdjęcia, które wrzucają na swoje profile, napawają nas grozą! Jednak ci ludzie nie wiedzą, co to wstyd. Bez skrępowania publikują żenujące foty z imprez, wakacji, a nawet kąpieli! galeria Foto: BRAK /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Arbuzy zamiast stanika. /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Panowie, ta pani szuka męża. /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Zabawy w makronie. /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Co za macho! /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Co ta kobieta wyczynia? /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Błotne zapasy. /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Zazwyczaj to psy łapią patyk. /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Gorąca pogawędka w wannie. /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Sugestywna przekąska. /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Gorące laski. /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Dobrze, że misiu zakrywa co trzeba. /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Ktoś przesadził z samoopalaczem. /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Kąpiel z kotkiem. /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Czy to joga? /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Dobrze, że to tylko rękawiczka. /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Idą święta. /18 Najbardziej obciachowe foty z Facebooka BRAK Selfie ze szkolnej toalety. Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Dodając kolejne zdjęcie na Facebooku lub Instagramie, większość użytkowników tych serwisów nie zaprząta sobie głowy ich późniejszym losem. Ci bardziej świadomi zwrócą jedynie uwagę na ustawienia prywatności, aby fotografie z ostatniej imprezy mogli zobaczyć tylko ich znajomi. Tymczasem poprzez udostępnienie w serwisie społecznościowym zdjęcia, filmu, grafiki bądź jakichkolwiek innych materiałów, użytkownicy de facto dają jego administratorowi wolną rękę w zakresie ich wykorzystania. Choć nie powoduje to przeniesienia na serwis prawa własności czy praw autorskich, kontrola nad materiałami zostaje poważnie osłabiona i często nie przywróci jej nawet ich usunięcie. Na jakiej podstawie serwis ma tak szerokie kompetencje i czy zwalnia to użytkowników z odpowiedzialności za to, co udostępniają? Zgadzam się, ale właściwie na co? Źródłem wszystkich uprawnień właścicieli serwisów społecznościowych względem treści dodawanych przez użytkowników jest najczęściej regulamin, akceptowany przy zakładaniu konta. Większość internautów czyni to nawet do niego nie zaglądając, co oczywiście nie zwalnia ich z jego przestrzegania. Taki regulamin staje się bowiem częścią umowy zawieranej pomiędzy użytkownikiem a serwisem i jest tak samo wiążący, jak gdyby został podpisany własnoręcznie. Choć akceptowanie regulaminów bez ich przeczytania nie jest czymś pozytywnym, pewnym usprawiedliwieniem jest ich znaczna długość. W pomysłowy sposób zobrazował ją Dima Yarovinsky (artysta z Izraela), który wydrukował na kolorowych kartkach regulaminy największych serwisów społecznościowych, z których następnie ułożył kilkumetrowe pasy (dzieło to można obejrzeć na stronie internetowej autora). Rekordowy pod względem długości okazał się regulamin Instagrama, liczący ponad 17 tysięcy słów, z których każde ma wpływ na sytuację prawną użytkownika. Wiele osób nadal sądzi, że serwisy społecznościowe działają “za darmo” i “dla wspólnego dobra”. Tymczasem za Facebookiem i Instagramem stoi jedna, amerykańska spółka o nazwie Facebook, Inc., której cele mają stricte komercyjny charakter. Wprawdzie nie pobiera ona opłat w pieniądzu, lecz w zamian za to żąda swobody w wykorzystywaniu treści udostępnianych przez użytkowników. W tym kontekście łatwo zrozumieć po co potrzebne są tak długie regulaminy – szerokie uprawnienia wymagają bowiem równie szerokich podstaw. Łańcuszki (nie)szczęścia Dowodem na nikłą świadomość zobowiązań, jakie użytkownicy nakładają na siebie akceptując regulamin Facebooka, są pojawiające się co jakiś czas tzw. “łańcuszki szczęścia”. Są to oświadczenia, których udostępnienie na prywatnej osi czasu ma uchronić przed wykorzystywaniem przez serwis zdjęć, filmów lub innych treści na nim udostępnionych. Nie mają one oczywiście żadnej wartości, gdyż jako jednostronne oświadczenia woli nie mogą zmienić umowy z serwisem, która jest czynnością dwustronną. Osoby udostępniające “łańcuszki” nie zabezpieczą nimi swoich treści, a jedynie dostarczą dobrego humoru żartownisiom, którzy je inicjują. Co (za naszą zgodą) mogą Facebook i Instagram? Z uwagi na fakt, że Facebook i Instagram należą od 2012 roku do jednego podmiotu, postanowienia regulaminów dotyczące dodawanych przez użytkownika treści są do siebie podobne. Stosowne fragmenty rozpoczynają się od uspokajającego oświadczenia, że użytkownik zachowuje prawo własności do wszystkich dodanych materiałów, a serwis nie wysuwa wobec nich żadnych roszczeń. Zaraz potem pojawia się jednak wymóg udzielenia serwisowi licencji na ich wykorzystanie, po czym następuje długa litania jej przymiotów. Na podstawie regulaminów Facebooka i Instagrama (treść licencji w obu serwisach jest identyczna), użytkownik udziela im: – niewyłącznej (oznacza to, że użytkownik może udzielić licencji na udostępnione materiały także innym podmiotom), – bezpłatnej, – zbywalnej (możliwej do przeniesienia na inny podmiot bez zgody użytkownika), – obejmującej prawo do udzielania sublicencji (dalszych licencji), – globalnej licencji, która zezwala na: – obsługiwanie, – wykorzystywanie, – dystrybuowanie, – modyfikowanie, – uruchamianie, – kopiowanie, – publiczne odtwarzanie lub wyświetlanie, – tłumaczenie, udostępnionych treści i tworzenie na ich podstawie materiałów pochodnych. Powyższa licencja pozwala tym serwisom na szerokie wykorzystywanie materiałów użytkowników, w tym także przekazywanie ich innym podmiotom. Oburzonym na takie uprawnienia należy przypomnieć, że sami się na nie zgodzili, ponadto właściciel Facebooka i Instagrama jako podmiot prywatny ma prawo ustalić takie reguły świadczenia usług. Pewną pociechą jest fakt, że udzielona licencja może być w każdej chwili odwołana poprzez usunięcie treści lub całego konta – w przypadku jednak, gdy zostały one wcześniej udostępnione przez inne osoby, nadal będą widoczne na ich profilach. Czy uprawnienia serwisów zwalniają użytkowników z odpowiedzialności za dodawane treści? Każdy użytkownik udostępniający na Facebooku czy Instagramie jakiekolwiek treści, jest z założenia traktowany jak ich właściciel lub osoba uprawniona do dysponowania nimi. Serwis nie weryfikuje prawdziwości tego założenia – nie ma takiego obowiązku, ponadto prewencyjne sprawdzanie każdego zdjęcia, filmu czy grafiki pod kątem ich zgodności z prawem oraz prawdziwości uprawnień użytkownika, doprowadziłoby zdecydowanie do jego paraliżu. Przeglądając serwisy społecznościowe, nietrudno natknąć się na przykłady treści naruszających prawa osób trzecich. Są to np. zdjęcia publikowane bez zgody autora lub zawierające wizerunek osoby, która nie wyraziła zgody na jego rozpowszechnienie. Niezgodne z prawem mogą być także ich przeróbki (np. memy) oraz materiały o charakterze jednoznacznie znieważającym, zniesławiającym, propagującym nienawiść lub stanowiące groźbę karalną. Mimo szerokich uprawnień przyznanych serwisom społecznościowym, pełną odpowiedzialność za dodawane treści ponosi użytkownik. Serwis jest w tym przypadku tylko narzędziem, ponadto prawna regulacja świadczenia usług drogą elektroniczną stanowi, że nie ponosi on odpowiedzialności za treści udostępniane za jego pośrednictwem (jeżeli jednak otrzyma zawiadomienie o bezprawnym charakterze tych treści, ma obowiązek uniemożliwić do nich dostęp – gdyby tego nie uczynił, odpowiadałby za to naruszenie). Oznacza to, że wszelkie roszczenia z tytułu naruszenia praw autorskich lub dóbr osobistych muszą być kierowane przeciwko użytkownikowi. Chociaż serwisy społecznościowe nie odpowiadają za treści użytkowników, nie oznacza to, że bezczynnie przyglądają się naruszeniom prawa, jakich dopuszczają się niektórzy z nich (stanowi to bowiem kłopot wizerunkowy). Jeżeli czyny te mają charakter uporczywy, regulaminy najczęściej przewidują możliwość usunięcia bezprawnych treści przez administratora, a także zablokowania lub usunięcia konta naruszyciela. Niezależnie, serwisy stosują algorytmy automatycznie wykrywające i usuwające najbardziej oczywiste naruszenia (np. zdjęcia o charakterze pornograficznym lub przedstawienia symboli takich jak swastyka). Podsumowanie Choć użytkownik publikujący zdjęcie np. na Facebooku zachowuje do niego wszelkie prawa, rzeczywista kontrola nad jego wykorzystaniem zostaje ograniczona. Wystarczy, by udostępniła je u siebie choć jedna osoba, by pozostało widoczne w serwisie nawet po usunięciu konta autora, nie wspominając o możliwości jego pobrania bezpośrednio na komputer lub smartfon. Warto zatem zachowywać umiar w dzieleniu się swoją prywatnością i umieszczać w sieci tylko takie zdjęcia, które rzeczywiście można udostępnić publicznie. Nie wolno także zapominać, że pełną odpowiedzialność za treści publikowane w serwisie społecznościowym ponoszą użytkownicy. Fakt, że wielu z nich niespecjalnie się tym przejmuje i nie ponosi za to konsekwencji nie oznacza, że będzie tak w każdym przypadku. Naruszenia prawa na Facebooku i Instagramie są tak samo nielegalne, jak dokonane w innych miejscach, i przy wystarczającej determinacji poszkodowanych, możliwe jest pociągnięcie ich autora do prawnej odpowiedzialności. W takiej sytuacji, „ban” albo usunięcie konta w serwisie będzie jego najmniejszym problemem. Autorka: adwokat Magdalena Korol >>> Przeczytaj również: Kto ma prawa autorskie do tatuażu?
Zwykle rozmawiając o prywatności w internecie w kontekście udostępniania informacji mówi się o tym, że co raz wrzucone do sieci pozostanie w niej na zawsze. Czasem jednak sytuacja jest odwrotna, a błąd w zabezpieczeniach na portalu Facebook pozwalał użytkownikom usuwać nienależące do nich albumy ze zdjęciami. Jeśli chcielibyście teraz zrobić dowcip swoim znajomym mam niestety dla was złą wiadomość. Facebook załatał lukę po tym jak jej odkrywca, Laxman Muthiyah, zgłosił ją administratorom portalu. Nie tylko internauta zachował się właściwie nie przekazując informacji grupom przestępczym łasym na takie smaczki, ale też twórcy portalu przekazali mu nagrodę w wysokości 12,5 tys. dol. w ramach programu Bug programistom za odkrywanie luk w zabezpieczeniach usług sieciowych w ramach programów bug bounty to popularna praktyka. W zeszłym roku firma Marka Zuckerberga odebrała i rozpatrzyła pozytywnie blisko trzysta takich zgłoszeń i tyle też wpisów z podziękowaniem trafiło na specjalną podstronę internetową na portalu. Wykorzystanie błędu do usuwania zdjęć na Facebooku nie było wbrew pozorom takie trudne. Laxman Muthiyah znalazł sposób, żeby przekonać portal, że jest właścicielem albumu ze zdjęciami utworzonego przez innego użytkownika. Wykorzystał do tego platformę Graph API. W tym celu stworzył nowego użytkownika bo przetestowania tego rozwiązania i faktycznie mu się to wykorzystaniem tego błędu można było się dobrać do wszystkich zdjęć, które atakujący mógł wyświetlić. Większość zdjęć w prywatnych albumach była bezpieczna, ale niektóre z fotografii jak np. awatary są zawsze udostępniane jako publiczne i można było je w ten sposób usunąć. Facebook do sprawy podszedł bardzo poważnie i załatał lukę w dwie godziny. W tym przypadku zarówno postawa odkrywcy błędu, jak i reakcja Facebooka była wzorowa. W systemach informatycznych tworzonych przez ludzi zawsze mogą wystąpić błędy, a najważniejsze jest by nie wykorzystać ich istnienia do niecnych celów i w porę je pamiętać, że podobnych nieodkrytych błędów w usługach internetowych jest zapewne jeszcze mnóstwo. Wrzucając pliki do sieci nie tylko należy mieć świadomość, że wszystkie dane mogą zostać wykradzione, ale też należy robić cyklicznie niezależne kopie zapasowe.
Przebywający na zwolnieniu lekarskim pracownik ma obowiązek powstrzymywać się od aktywności, które przeszkadzają w odzyskaniu pełnej sprawności i gotowości do wykonywania pracy. Niestety, pracownicy nierzadko zdarzają się o tym zapominać, a sugerując się wskazanym przez lekarza na druku L4 stwierdzeniem „chory może chodzić” podejmują aktywności, które niekoniecznie przyczyniają się do szybszego powrotu do zdrowia, a czasami to wręcz uniemożliwiają. Konsekwencje takiego postępowania dla pracowników mogą być poważne. W jednym z wywiadów, których udzieliła ostatnio dyrektor departamentu zasiłków w ZUS, potwierdziła ona fakt śledzenia przez urzędników ZUS w mediach społecznościowych aktywności pracowników, którzy przebywają na zwolnieniach lekarskich. Co to oznacza w praktyce? Bezmyślnie wrzucone np. na Facebooka zdjęcie z egzotycznych wakacji, które pracownik zrobił sobie w czasie swojego zwolnienia lekarskiego, może dla pracownika oznaczać z jednej strony dyscyplinarne zwolnienie z pracy, a z drugiej konieczność zwrotu przyznanego przez ZUS zasiłku na zwolnieniu lekarskim można opuszczać mieszkanie?Można, ale nie zawsze i nie w każdym celu. Aby ustalić, co pracownikowi wolno w czasie zwolnienia lekarskiego, należy odnieść się do samej treści zwolnienia lekarskiego, w którym przeprowadzający badanie pracownika lekarz może umieścić adnotację, że „chory może chodzić” albo „chory powinien leżeć”. Przebywający na zwolnieniu lekarskim pracownik ma stosować się do wskazówek i zaleceń lekarza. Jeśli w czasie zwolnienia lekarskiego podejmuje aktywności sprzeczne z zaleceniami lekarza, czyli np. podejmuje dodatkową pracę w celu „dorobienia sobie”, albo też zwolnienie lekarskie traktuje jako swoisty urlop, który można przecież spędzić aktywnie w ciepłych krajach, ryzykuje tym samym przykre konsekwencje w postaci rozwiązania z nim umowy o pracę w trybie dyscyplinarnym, a także skutki finansowe w postaci cofnięcia mu przez ZUS zasiłku chorobowego oraz konieczności zwrotu dotychczas wypłaconego za okres tego zwolnienia. Bez znaczenia pozostaje w tym przypadku adnotacja lekarza, że „chory może chodzić”. To, że chory może chodzić oznacza, że może iść np. do apteki czy na zajęcia rehabilitacyjne, a nie każdą aktywność ruchową, w szczególności związaną z dodatkową pracą czy wysiłkiem „chory może chodzić” nie oznacza absolutnie każdej aktywności fizycznej. Pracownikom niestety dość często wydaje się, że taka adnotacja lekarza zwalnia ich jedynie z konieczności wykonywania pracy na rzecz pracodawcy, a każda inna aktywność jest dozwolona. Tak nie jest. To, że pracownik nie musi leżeć nie oznacza automatycznie, że w czasie zwolnienia lekarskiego wolno mu np. remontować odpłatnie mieszkanie sąsiada czy dorabiać na umowie zlecenia. Jeśli ZUS wykaże, że pracownik nie wykonywał zaleceń lekarza i wykorzystywał zwolnienie lekarskie niezgodnie z przeznaczeniem, nie tylko cofnie pracownikowi prawo do zasiłku chorobowego, ale nakaże również zwrot wypłaconego dotychczas. Zaznaczyć należy, że konieczność zwrotu wypłaconego zasiłku dotyczyć będzie całego okresu zwolnienia lekarskiego, nawet pomimo faktu, że przez pierwszy tydzień zwolnienia lekarskiego pracownik stosował się do zaleceń lekarza, a dopiero w drugim tygodniu podjął aktywność typu praca na zleceniu czy wyjazd w również należy, że jednym z podstawowych obowiązków pracownika jest dbałość o dobro zakładu pracy. Jeśli pracownik, który przebywa na zwolnieniu lekarskim podejmuje działania, które opóźniają jego powrót do zdrowia, to tym samym ten swój podstawowy obowiązek pracowniczy łamie. Jeszcze w czasie zwolnienia lekarskiego pracodawca może pracownika zwolnić za to przewinienie w trybie dyscyplinarnym (na zwolnieniu lekarskim nie można pracownikowi wypowiedzieć umowy o pracę, ale dyscyplinarnie zwolnić go można).Cel zwolnienia lekarskiego jest jasny – odzyskanie sprawności, która umożliwi pracownikowi powrót do pracy i jej kontynuowanie, przy czym to odzyskanie sprawności powinno nastąpić w czasie, wskazanym przez lekarza w zwolnieniu lekarskim. Nie wolno zatem pracownikowi na L4 podejmować żadnych aktywności, które opóźniałyby czy też uniemożliwiały odzyskanie pełnej sprawności, umożliwiającej powrót do pracy. Interesujące orzeczenie w tym temacie wydał Sąd Najwyższy, który w swym wyroku z 2 kwietnia 1998 roku sygn. I PKN 14/98. wskazał, iż przebywając na zwolnieniu lekarskim z adnotacją lekarza „chory może chodzić” pracownik ma prawo wziąć udział we własnym ślubie i nie może to być powodem dyscyplinarki. Nie wchodzi tu jednak w grę np. ślub kolegi i udział w weselnej oznacza, że chory może chodzić i chory powinien leżeć?co-oznacza-ze-chory-moze-chodzicOd razu zaznaczyć należy, że adnotacja lekarza „chory powinien leżeć” nie oznacza jeszcze bezwzględnego zakazu opuszczania przez pracownika swojego miejsca zamieszkania (domu czy mieszkania). Pracownik, który przebywa na zwolnieniu lekarskim z adnotacją „chory powinien leżeć” może opuścić miejsce zamieszkania, ale jedynie w celu załatwienia ważnych spraw życiowych, a i to wyłącznie wówczas, gdy nikt w imieniu pracownika albo za niego nie może tych spraw załatwić. Taką ważną sprawą życiową jest np. wyjście do apteki po przepisane przez lekarza muszą mieć świadomość tego, że korzystając ze zwolnienia lekarskiego w sposób niezgodny z przeznaczeniem tego zwolnienia mogą w każdej chwili zostać dyscyplinarnie zwolnieni z pracy, a ZUS wyciągnie wobec nich konsekwencje finansowe. Należy zatem powstrzymać się od wszelkich aktywności, które opóźniają powrót do zdrowia w czasie L4 (chociaż pracownik twierdzi, że wypoczynek w egzotycznym kraju dobrze mu służy, to jednak ZUS ma w tym zakresie odmienne zdanie). A już na pewno należy powstrzymać się od chwalenia się znajomym na Facebooku, jak to „udało się szefa zrobić w konia i załatwić sobie L4”. Urzędnicy ZUS potrafią skutecznie takie oszustwa wyłapać, a skutki dla pracownika będą wówczas jedynie negatywne.
zakazane zdjęcia z facebooka